W moim kalendarzu miałam zapisane tylko jedno hasło:
J jak jakość
Dla mnie zasadniczy parametr w hafciarstwie, bo jakość wprost proporcjonalnie przekłada się na efekt. I chodzi tu zarówno o jakość użytych materiałów, jak też o jakość samej techniki haftowania. W mym doświadczeniu hafciarskim mam duże porównanie jak bardzo efekt zależy od jakości, gdyż niestety, jakość idzie w parze z ceną, a u mnie zawsze fundusze na hobby były mocno ograniczone ;)Po pierwszym okresie zachłanności, kiedy to jedynie niska cena była wyznacznikiem moich hafciarskich zakupów, przyszedł dość szybko moment opamiętania (choć do teraz nie obywa się bez wpadek :). Początkowo haftowałam na kanwach niewiadomego pochodzenia, kupowanych "na metry" w stacjonarnych pasmanteriach. Były to kanwy cienkie, rzadko tkane, kilka razy zdarzyło mi się, że obrazek po praniu wyciągnął mi się "w skos" tak, że zamiast prostokątu miałam romb, którego nijak nie można było dopasować do ramki. Odkąd pierwszy raz zakupiłam Aidę to było jak niebo i ziemia! Całe zapasy kanwy "na metry" wyrzuciłam w końcu do śmieci, bo stwierdziłam, że nie da się tego zużyć..
Nie wiem po co kupowałam tego całe kupony:( Nie róbcie zapasów :P Teraz hołduję już zasadzie "mniej a lepiej" :)
Podobnie jest z muliną :) Po doświadczeniach z przeróżnymi firmami wiem już, że DMC to mercedes wśród mulin :) O jej zaletach nie będę się tu rozpisywać, bo kto haftuje ten wie, nie każdy zresztą musi się zgadzać z moimi odczuciami :) Dowodem jakości niech będzie moja Odaliska, bo to jest haft, który zaczęłam haftować będąc w ciąży z moim 12-letnim dziś synem. Nie sztuka oceniać nitki, gdy obrazek zamknięty jest w ramce za szkłem w hermetycznych warunkach. Odaliska, to haft, który haftowałam z małymi wszędobylskimi dziećmi, który jeździł ze mną na wakacje, na działkę, kurzył się czekając, aż się nad nim zlituję - jednym słowem - wiele przeszedł :) Aida jest niemożebnie brudna, ale spójrzcie na zdjęcia zrobione dzisiaj (celowo robiłam górne, czyli najstarsze fragmenty): po tych 12 latach poniewierki mulina nie zmechaciła się, nie przebarwiła i naprawdę niczego jej nie można zarzucić.
Dla kontrastu zestawię ją z muliną chińską - "Królową Facebooka". Nazwałam ją tak, bo naczytałam się tyle zachwytów na FB, że jest "identyczna" jak DMC, że jest nawet lepsza niż DMC... itp., iż postanowiłam wypróbować to cudo i kupiłam aż 50 motków - w końcu po co przepłacać! Do dzisiaj osoby handlujące na FB i ich reklamodawczynie przekonują, że chińska kolory ma identyczne jak DMC, cóż.. z moich 50 motków żaden nie był identyczny. Na zdjęciach wyrywkowe porównanie:
Ale kolorów się nie czepiam, w końcu laik powinien się domyśleć, że jest to absolutnie niemożliwe, żeby miały identyczne kolory, skoro powstają "niezależnie" od siebie w różnych fabrykach i różnym procesie produkcyjnym. Ważne, że są podobne :)
To, czego ja się czepiam, to to, że wg opisu 100% bawełny to na pewno nie jest, co najwyżej mieszanka z bawełną w składzie w niewiadomej proporcji.. Jak widzicie na zdjęciach, motki są o wiele grubsze niż DMC pomimo podobnego metrażu (8m i 6 nitek w paśmie), a wynika to tylko z tego, że nitki tej muliny są bardzo słabo skręcone przez co końce rozdwajają się i strzępią niemiłosiernie. Zobaczcie jak wygląda praca z tą muliną:To pasmo wyciągnięte bezpośrednio z motka - widzicie te zgrubienia?
To nitka po wypruciu kilkunastu krzyżyków -widzicie jaka zmechacona?
Moim zdaniem nie warto...
Zakończę żartobliwie :)