Strony

środa, 28 lutego 2018

Hand Made świętuje z Małą Mi - podsumowanie lutego :)

Kiedy zleciał luty - nie mam pojęcia! Ale wybaczam bo to najkrótszy miesiąc w roku :)
Dziś rozliczenie ostatnich wyzwań, w których biorę udział w tym roku, czyli zabawy u Reni:
 Mój Hand Made świętuje w lutym kolejną ozdobą świąteczną w postaci frywolitkowej bombki :) Już dawno "po sezonie", ale udało mi się jeszcze kupić na allegro szklane przezroczyste  bombki średnicy 80 mm i moim marzeniem jest ubranie ich do grudnia we frywolitkowe gatki :)
Autorem wzoru koronki na dzisiejszej bombce jest Corina Meyfeld. Wzorek mocno ażurowy i uniwersalny - opisany na jej blogu TUTAJ. Mi nie wyszedł tak ładnie, ale i tak jestem zadowolona. Zużyłam złotą nitkę pozostałą na czółenku po ostatnich kolczykach.

Zdjęcia sprzed chwili, bo dopiero skończyłam. Niestety noc i sztuczne światło nie sprzyjają ładnym zdjęciom :(



A teraz lutowe rozliczenie noworocznych postanowień, czyli zabawa z Małą Mi:
  1. Publikować posty na blogu nie rzadziej niż 1 raz w tygodniu.  => Zrealizowane!
  2. Systematycznie co miesiąc stawiać krzyżyki w ASiT.  => Zrealizowane! Ważne, że jakiekolwiek krzyżyki się pojawiły, a pokażę je na początku marca.
  3. Skończyć haftowanie Odalisque.  => W trakcie realizacji! Idzie dobrze, bo skończyłam kolejną stronę wzoru, którą pokazywałam TU.
  4. Wyhaftować przynajmniej 1 wzór z prezentów otrzymanych od Mikołaja :)  => Klapa! Ledwo się wyrobiłam z bieżącymi wyzwaniami..
  5. Wyhaftować 10 kwadracików kołderkowych lub celinek. => Udało się wyhaftować 1, który pokazywałam TU. Dotychczas powstały 3, więc jest super :)
  6. Wytrwać w zabawach blogowych, do których się zapisałam :)   => Udało się zrealizować wszystkie zabawy w lutym :) Hura!!
  7. Spróbować Needlepointa, bo to technika, którą od dawna skrycie podziwiam np. u Tereni, a ostatnio u    Uli :)  => Klapa!
  8. Dalej oswajać swoją maszynę do szycia i opublikować w tym roku przynajmniej 2 posty z uszytkami mojego autorstwa :D   => Nie miałam czasu na szycie w tym miesiącu..
  9. Odświeżyć szatę bloga, a przede wszystkim stworzyć zakładkę z galerią moich prac. Niestety jestem kiepska w poruszaniu się po blogspocie od środka, ale muszę się w końcu nauczyć :) Ileż można prosić dzieci o pomoc :P   => Klapa! Zabieram się do tego jak pies do jeża :(
  10. Bardziej polubić się ze swoim kontem na Instagramie i Facebooku i na bieżąco pokazywać tam co się u mnie aktualnie dzieje. Zauważyłam, że większość blogerek częściej jest aktywna w mediach społecznościowych (przecież to szybciej!), u mnie jest odwrotnie.  Cóż, jestem z pokolenia BC :)   => Odkurzyłam pajęczyny, ale średnio mi idzie z systematycznością..
  11. Pojechać do Łodzi na wystawę "Inspirujemy kolorem".
  12. Pojechać na Warsztaty Twórczo Zakręcone w Ustroniu - choć to raczej marzenie, niż plan :)   => 11 i 12 to postanowienia na przyszłość :) 
Podsumowując, w lutym popchnęłam do przodu połowę moich postanowień. Dobre i to :))

wtorek, 27 lutego 2018

Nie dla mnie warstwy, czyli kocham frywolitkę - lekcja #6

Frywolitkowa wena jakoś nie wraca, a nawet jest jeszcze gorzej, bo przy okazji 6-tej lekcji frywolitki, której tematem są warstwy, zdałam sobie w końcu sprawę, że od dawna bagatelizowane przeze mnie problemy ze stawami stają się poważną przeszkodą w supłaniu frywolitek... Zaciąganie kółeczek (tych dużych, składających się z ponad 20 słupków, i tych zupełnie malutkich tzw. józefinek) stało się dla mnie ostatnio zmorą :( Ciężko jest mi je zaciągnąć do końca, nie mam siły w palcach, a wielokrotne próby zaciągnięcia nitki do końca przeważnie powodują jej zerwanie..

Początkowo zrzucałam to na karb kiepskiej jakości kordonka, ale w końcu muszę spojrzeć prawdzie w oczy - wina leży po mojej stronie.. W dodatku koszmarnie poobcierany  palec wskazujący od walki z zaciąganiem nitki też nie zachęca do częstego supłania...

Dobra, rozpoczęłam od narzekań, ale przecież ja się tak łatwo nie poddaję i w bólach, ale cosik na tą lekcję próbowałam przygotować :) Warstwy we frywolitce bardzo mi się podobają i wydaje mi się, że najlepiej prezentują się w biżuterii. Chyba dlatego sama ich do tej pory nie stosowałam, bo biżuterii nie robiłam raczej.
Spójrzcie TUTAJ jakimi pięknymi inspiracjami kusiła Renia!
Sięgnęłam znów po cienką złotą nitkę, z której powstały kolczyki na poprzednią lekcję ->Klik.
Tym razem chciałam z niej zrobić motylkowe kolczyki wg wzoru Kasi Niewczas - koleżanki z frywolitkowej grupy na FB.
Niestety, moje kolczyki nie bardzo przypominają te Kasi, a wszystko przez zbyt słabo zaciągnięte słupki - widać to szczególnie na łuczkach, które wyszły koślawe i jakby za duże :(
Dobra, z metalizowanego kordonka w ogóle ciężko się supła, więc postanowiłam spróbować jeszcze raz ze zwykłego. Tym razem proste warstwowe kwiatki - autorów pewnie jest wielu :P
Użyłam kordonka Lizbeth nr 20 w kolorze 124 - mercedes w opinii koleżanek frywolitanek :)
Niestety tu też wyszło nie tak jak być powinno, bo moje kolczyki nie są płaskie i jest to zapewne efekt zbyt słabo zaciągniętych kółeczek.. Wyszły takie "miseczki":
Cóż.. nie dość, że warstwowe to jeszcze 3D... ha, ha.. Ale nawet mi się podobają :))
Trudno, warstwy we frywolitce nie dla mnie i więcej prób nie będzie ;) 
Do lekcji zgłaszam to co wyszło:


niedziela, 25 lutego 2018

A jak.... - czyli niedziela z hafciarskim alfabetem :)

Czas, a już szczególnie ten tzw. "wolny" nie jest z gumy, o czym zwykle najlepiej przekonuję się pod koniec miesiąca, kiedy to okazuje się, że trzeba "gonić" wyzwania, które się podjęło i z niczym nie można zdążyć :DD
Jednak ja bardzo lubię blogowe zabawy, bo są dla mnie najlepszą motywacją do działania i choć obiecuję sobie, że już starczy, że już żadnej więcej "nie wcisnę" do grafiku, to pojawia się taka, która wydaje mi się szczególnie ciekawa i po prostu muszę się skusić :)
Dziś rozpoczynam jedną z takich zabaw :) A zaproponowały ją Kasia z Krzyżykowego Szaleństwa i Hanulek :)
Niedziela z hafciarskim alfabetem!
W skrócie, co tydzień w niedzielę będziemy układać alfabetyczną mapę swoich hafciarskich myśli :)
Dzisiaj A jak...
A jak ADHD - robótkowe ADHD :)))
Nie umiem siedzieć bezczynnie! Mam zespół niespokojnych rąk i cholernie źle się czuję, kiedy nic w nich nie trzymam.. W ostateczności jest to telefon, ale nie przepadam za tym urządzeniem i oczywiście najlepiej jakby to była robótka :) Może jestem nienormalna, ale życie już mnie tak nauczyło robienia kilku rzeczy naraz, że po prostu dziwnie się czuję, kiedy mam wolne 5 minut i niczego, czym mogłabym zająć ręce :P Pudełeczka z hafcikami na "5 min." mam pochowane wszędzie, nawet w kuchni i WC :P

A jak Aida
Zaczynałam od niej przygodę z haftem, ale teraz jej nie lubię!
Oczywiście haftuję na aidzie, bo zużywam zapasy nagromadzone przez lata, ale do większych prac lub takich, które chcę wyeksponować na własnych ścianach, zdecydowanie wybieram inne materiały.
Oczywiście Aida to Zweigart - i ta jest zdecydowanie najlepszej jakości. Posiadam 14ct, 16ct i 18ct i mały kawałek 20ct petite point (której wstyd się przyznać, ale jeszcze nie próbowałam :P). Najlepiej lubię 18 ct :)
Gdy zużyję posiadane zapasy to nie planuję już kupować Aidy, bo zdecydowanie przyjemniej haftuje mi się na lnie, czy płótnach typu evenweave - Lugana, Murano, Linda, a i efekt końcowy jest o niebo ładniejszy :)

A jak amator
Amatorem się już nie nazywam, ale oczywiście każdy kiedyś zaczynał :) Ja doświadczenie zdobywałam sama, chociaż haft krzyżykowy pokazała mi pewna starsza Pani, z którą kiedyś pracowałam w pewnym bardzo nudnym urzędzie. Pani ta haftowała "całe życie" i często przynosiła hafty do pokazania w pracy. Chociaż to dzięki niej zainteresowałam się haftem na tyle, że w celu zabicia nudy postanowiłam sama spróbować, to jednak muszę być szczera, że technicznie stanowiła dla mnie raczej anty-przykład ;) Niedbale stawiane krzyżyki, rzadka kanwa i koszmarne kłębowisko nici z lewej strony - no jakoś od razu instynktownie wiedziałam, że to musi wyglądać staranniej :P
Sama wciąż dążę do perfekcji i oglądając prace innych hafciarek zwracam uwagę na szczegóły techniczne i zachwycam się równiutkimi krzyżykami :) Lubię podglądać prace innych hafciarek i czerpać doświadczenia, bo myślę, że człowiek uczy się całe życie :) Planuję w tym roku wybrać się na wystawę haftu krzyżykowego do Łodzi, bo oglądanie prac z bliska to nie to samo, co przez monitor :)

Przy okazji wyciągania kanw do zdjęcia znalazłam swoje pierwsze krzyżyki :) Doskonale pamiętam, ten kawałek kanwy, który przyniosła mi owa Pani do pracy wraz z kupionym w kiosku "Kramem z robótkami" i pudełeczkiem swoich mulin :) Przez tydzień uczyłam się stawiać krzyżyki pod jej nadzorem, oczywiście w pracy, "pod biurkiem", chowając haft do szuflady, gdy ktoś wchodził :DD
Pamiętam, że po tych kilku dniach popędziłam do pasmanterii po swoje pierwsze muliny :)) Haft pozostał niedokończony, bo strasznie śpieszyło mi się do "ambitniejszych" projektów, ale chyba jak na pierwszy raz to nie jest najgorzej?? Oprócz zbyt mocno ściągniętych krzyżyków :DD
A tym "ambitniejszym" projektem był od razu dość spory obrazek :) Niestety posiadam tylko jedno archiwalne zdjęcie, bo sam obrazek gdzieś już zaginął (prawdopodobnie wyrzuciłam go...) A szkoda, bo sama spojrzałabym teraz na niego z innej perspektywy :)

Pamiętam tylko, że od razu był to wzór liczony (chyba właśnie Kram z robótkami), haftowany na rzadkiej kanwie z lokalnej pasmanterii nierozdzielonym pasmem muliny (6 nitek). A i zawierał petit pointy (oczy ptaków), choć wtedy nie wiedziałam, że to się tak nazywa i zrobiłam je "na czuja". Szkoda, że nie mam zdjęć w zbliżeniach ;)
I tu dochodzimy do kolejnego punktu :)

A jak ambicja
No tej mi niestety nie brakuje, choć ciężko mi stwierdzić, czy to wada, czy zaleta :) Zależy z ktróej strony patrzeć, ale wadą jest wtedy, gdy wywołuje uczucie stresu, kiedy nie jestem w stanie dotrzymać jakiegoś zobowiązania, albo wtedy, gdy narażam własne zdrowie lub samopoczucie, żeby osiągnąć cel (w hafciarskim rozumieniu to np. zarwane noce, żeby zdążyć podpiąć pracę do żabki :P).
W każdym razie jestem ambitna, nie lubię gdy ktoś mówi, że coś jest poza jego zasięgiem, nie spróbowawszy tego wcześniej. Na blogach najczęściej czytam o tym w kontekście haftowania na lnie.. Namawiam zawsze - spróbuj, a dopiero się przekonasz, czy coś jest poza Twoim zasięgiem, czy nie :)
A tu jeszcze przykład mojej ambicji znalezionej na dnie hafciarskiej szafki :) Moja trzecia w życiu praca. Gałązka orchidei, którą haftowałam na lnie niewiadomego pochodzenia, kupowanym "na metry" w lokalnej pasmanterii. Do tej pracy kupiłam pierwsze muliny DMC i potem chciałam już haftować tylko nimi :) Odkryłam także, że krzyżyki stawiane na lnie wychodzą dużo staranniej :)




Dopiero teraz, przy okazji robienia zdjęć, widzę jaki nierówny splot miał ten len i jakie brzydkie skazy, o krzywym naciągnięciu do oprawy nie mówiąc ;) Ale sama praca wciąż mi się podoba :) Może nie wisi na ścianie, ale jej nie wyrzuciłam i mam do niej sentyment :)

A jak Anchor
Z muliną Anchor miałam tylko krótki hafciarski epizod podczas haftowania misia Tatty Teddy, którego wzór rozpisany był tylko na tę paletę. Posiadam kilkanaście(może trochę więcej) motków tej muliny i nie mam jej nic do zarzucenia. Jest naprawdę dobrej jakości, ale nie powiększałam zbiorów, bo wierna jestem palecie DMC. Poza tym mam wrażenie, że teraz mulina Anchor jest w polskich pasmanteriach dużo trudniej dostępna niż kiedyś.

A jak Aliexpress - czyli raj zakupowy :)
Może nie szaleję jakoś strasznie z zakupami na Aliexpress, ale nie zgadzam się ze stereotypem, że wszystko co jest chińskiego pochodzenia jest ble.. Raczej bliżej mi do twierdzenia, że dzisiaj wszystko ma swoje pochodzenie z tej samej fabryki w Chinach, tylko w europejskich sklepach każą sobie płacić o wiele więcej $$$ za te same produkty, a ludzie wierzą w ich "lepszą jakość" :)
Oczywiście nie można generalizować, ale ostatnio rozmawiałyśmy sobie z Małgosią o tamborkach typu q-snape. Podobno nic nie trzyma lepiej naciągniętego materiału niż tego typu tamborek:


Ja mam 8" kupiony na Aliexpress i przy porównaniu okazało się, że jest od identyczny jak ten co ma Małgosia (amerykański brand robiony dla HobbyLobby czy Michaels'a), a i chyba oryginalne q-snapy też są identyczne (porównywałam grubość rurki i rodzaj klipsa). Jedyna różnica tkwi w cenie - ja za swój bezpośrednio z Chin zapłaciłam 4,31$, a możecie sprawdzić ile kosztuje "oryginał" w europejskich sklepach...
A poniżej moje pozostałe zakupy hafciarskie, z których jakości i ceny jestem bardzo zadowolona :) Jedyny poważny minus to okres oczekiwania na przesyłkę ok. 2 miesięcy.
Oczywiście zdarzają się również chińskie buble, z których największym jest dla mnie mulina - chiński zamiennik DMC, ale poświęcę jej więcej uwagi, gdy dojdziemy do literki M :)

A jak archiwum prac - nie mam i bardzo tego żałuję :(
Mam zamiar stworzyć taką galerię, ale zbieram się do tego jak pies do jeża.. Niestety to już nie będzie to samo, bo wiele zdjęć zaginęło po awariach komputerów, czy kart do telefonów pozostałe są porozrzucane po różnych urządzeniach, a ja nie mam siły tego zgrać i pozbierać w kupę... Poza tym pamięć już nie ta i ciężko mi będzie zachować chronologię :( Do tego wciąż nie wiem jak się do tego zabrać, żeby galeria, którą stworzę nagle "nie zniknęła". Kiedyś miałam mini galerię w programie Picassa, ale w pewnym momencie wszystko się tam zmieniło, a przede wszystkim program przestał być darmowy. Tak więc wiąż dumam nad tym archiwum...

A jak Ariadna - czyli polska marka muliny
To od niej rozpoczynałam swoją przygodę z haftem i z tego czasu pochodzą zapasy tych nici, które posiadam. Zapasy mam spore, bo dość szybko "zdradziłam" Ariadnę na rzecz muliny DMC. Uważam jednak, że jest to mulina bardzo przyzwoitej jakości, a jedyne co mam jej do zarzucenia to dużo mniejszy wybór kolorów niż w DMC i brak "połysku" charakterystycznego dla DMC. Teraz używam Ariadny tylko do małych, kartkowych i kołderkowych hafcików.

Na razie to tyle z moich hafciarskich myśli na literkę "A", chociaż i tak wyszedł tasiemiec :) Na kolejne wywody zapraszam za tydzień, tymczasem życzę pięknej niedzieli :)
U mnie cudowne słonko, choć mroźno :)

sobota, 24 lutego 2018

Choinka 2018 - podsumowanie lutego :)

Witajcie wieczorową porą :)
Dziś 24-ty, więc wpadam z podsumowaniem zabawy "Choinka 2018" u naszej Xgalaktycznej Kasi :)
Już myślałam, że oprócz wcześniej zrobionych i pokazywanych na blogu kartek w ramach zabaw u Uli i Inki nie będę miała już nic więcej do pokazania, ale dzięki temu, że miałam dziś wolną sobotę, to rzutem na taśmę powstały kolejne dwa hafciki projektu Veronique Enginger, z których na koniec zabawy wyczaruję COŚ :)
Wzorki z tej samej broszury co w styczniu "La grande histoire de Noël N°2". Tym razem dziewczynka z wiankiem adwentowym na głowie i Rogaty na tle serca :)
Wzory z tej broszury mają w sobie jakąś magię :) Oszczędne w kolorystyce, ale niesamowicie wpadają w oko :) Razem ze styczniowymi haftami stanowią już malutką gromadkę :) Czyż nie uroczą? :)
A poniżej podsumowanie choinkowych prac w lutym :) 
Do hafcików dorzuciłam również lutowe kartki, skoro zawierają haftowane elementy :)
Zbiorcze zdjęcie dla Kasi:
 Miłego wieczoru Wam życzę, a niedługo pojawię się znowu :)

czwartek, 22 lutego 2018

Lift własnej kartki i nie tylko ;)

W tym miesiącu poczułam się jakby bardziej zmotywowana do wzięcia udziału w wyzwaniu na Rogatym, bo wśród kartek, które Inka zadała do liftowania znalazła się moja :P
Początkowo wpadła mi w oko kartka Ani (Kartkowe Love) i to ją chciałam zliftować, ale ktoś w komentarzu pod wyzwaniem zadał retoryczne pytanie typu ciekawe, czy któraś z dziewczyn będzie liftować własną kartkę i tu odezwała się ma przekorna natura... no i zaczęłam od własnej :DD
Moja kartka przeznaczona do liftu wyglądała tak:
 A tu już kartka po liftingu :)) Rogaty rządzi :)
Koronka tym razem papierowa wycięta dziurkaczem ozdobnym, a okienko po prostu cyrklem.
I zdjęcie w świetle dziennym:
Nie wiem, czy lift własnej kartki to ułatwienie, czy utrudnienie, jednak, żeby nie było, że poszłam na łatwiznę, zliftowałam również kartkę Ani (Kartkowe Love). To oryginał:
 A to moja interpretacja.

Jak widzicie, zrezygnowałam z formatu DL, pozostając przy mojej ulubionej kwadratowej bazie, brak u mnie tez gałązki, bo nie miałam z czego zrobić ;) Bombki też w innym kształcie :P
Nie wiem, czy kartka spełnia wymagania liftu, ale mi się podoba :)


Całkiem fajnie mi się tworzyło te kartki mimo, że na początku nie miałam na nie żadnego pomysłu, a i środek tygodnia nie sprzyja rozstawianiu kartkowego bałaganu. Z rozmachu chciałam pójść dalej, ale niestety na zliftowanie kartki Lidzi już nie wystarczyło mi wczoraj czasu, chociaż minihafciki do wypełnienia okienek stworzyłam :)
Jednak wykorzystam je już przy innej okazji, bo luty się kończy, a ja mam do zaliczenia jeszcze 3 zabawy i przynajmniej postaram się nie nawalić :P
Zatem na Rogaty podrzucam (i tak wyjątkowo) aż dwie kartki :)
A skoro w styczniu i w lutym rogate kartkowanie mam zaliczone, to najwyższy czas powiesić na blogu banerek zabawy i dopisać ją do stałych miesięcznych wyzwań, których wolę już nie liczyć :P
A resztkowe mini hafciki z kartek zgłaszam do wyzwania Moniki - Wymiatanie resztek - luty.

środa, 21 lutego 2018

Podaj Dalej [4] - zapraszam!

Jakiś czas temu dotarła do mnie paczuszka z ostatniej zabawy "Podaj dalej", do której zapisałam się w ubiegłym roku u Gosi z "Gosikowego Zakątka". Oto, co znalazłam w przesyłce:
Największy mój zachwyt wzbudziła ta przepiękna karteczka :) Podziwiam ogromnie, bo takie bogate, przestrzenne kartki pozostają poza moimi możliwościami :) Gosia jest moją mistrzynią papierków :)
Oprócz kartki w paczce znalazłam przepiękne papiery z kolekcji "Be with me", tekturki i scrapki
gotowe bazy, koperty i pudełka na kartki, bombkę do dekorowania, notes i słodką pocieszajkę :)
Gosi już dziękowałam, a teraz ja ogłaszam zabawę u siebie :)

  Zapraszam 2 osoby do zabawy :)
Jeśli chcesz otrzymać ode mnie upominek-niespodziankę pozostaw stosowny komentarz pod tym postem
 i przyślij mi swój adres przez formularz kontaktowy na prawym pasku bloga:) 
Jednocześnie sama zobowiązujesz się do kontynuowania zabawy. 
Na przygotowanie paczek mam rok, ale mam nadzieję, że uda mi się to wcześniej :D
Wysyłam tylko na adresy krajowe, bo koszty przesyłki przyprawiają ostatnio o zawrót głowy :P

poniedziałek, 19 lutego 2018

Gwiazdka na Gwiazdkę, czyli kartkowanie z Ulą w lutym :)

Niedzielnym popołudniem powstała kartka na lutowe wyzwanie u Uli, która prezentuje się tak :
U mnie haftowana gwiazdka-pierniczek i jakoś tak słodko się zrobiło :)


Kartka powstała wg tej mapki Uli poniżej:
Jeszcze mi trochę tych zabaw zostało, a luty krótki... Eh ;)

sobota, 17 lutego 2018

Resztkowa Minnie:)

Ciężki miałam ten tydzień przez chorobę syna, ale ponieważ moje ręce nie znoszą próżni, to kiedy tylko mogę macham igiełką, bo nic mnie tak nie uspokaja jak haftowanie. Gdy nie mam czasu lub warunków na "poważne" projekty, to w zanadrzu zawsze mam jakiś mały, prosty i niewymagający technicznie ani kolorystycznie wzorek, który można machnąć w tzw. "międzyczasie".  Tak właśnie powstała Minnie :)

Minnie powstała z resztek, bo podjęłam wyzwanie u Moniki- Igiełki MB polegające na spożytkowaniu starej, zalegającej muliny. Ja spożytkowałam jakieś totalne końcówki niewiadomego pochodzenia, dlatego najpierw przeszły test na farbowanie poprzez pranie we wrzątku. A skoro przeszły go pozytywnie, to zostały spożytkowane :)
Muliny wygrzebałam z mojego wielkiego, przeznaczonego kiedyś do wyrzucenia wora z totalnym kłębowiskiem staroci. Postanowiłam chociaż część tych mulin spożytkować dzięki wyzwaniu Moniki. Pomyślałam jednak, że warto mieć jakąś dodatkową motywację, bo od dawna wyszywam resztkami różne małe wzorki na kartki, a nie specjalnie widać, żeby resztek ubywało.. Zważyłam więc mój worek na kuchennej wadze i co miesiąc będę sprawdzać ile resztek ubyło :) Myślę, że to jedyny widoczny miernik :) A nagrodą będzie satysfakcja na koniec roku :) Start => 300 g muliny :)

Minnie powstała jeszcze przed ważeniem :) Hafcik mały, kolorowy i przyjemny :) Niech poleci do Kołderek i przyniesie choć jeden uśmiech małej dziewusi :)
 
A dzisiaj dzień kota :) Pozdrawiamy z moim Szerusiem serdecznie i życzymy miłego weekendu :)

Niech czas płynie wolniej :)